Majorka bardzo różnie może się kojarzyć. Dla jednych wraz z Ibizą to centrum rozrywki i imprez, dla innych świetne trasy rowerowe, dla kolejnych piękne obszary krajobrazy łączące góry z morzem. My wybierając się tam w marcu kierowaliśmy się przede wszystkim temperaturą, wyższą niż w Polsce
Do Palma de Mallorca polecieliśmy z Polski bezpośrednim lotem z Krakowa, na miejsce docierając porankiem. Przed nami był krótki, nieco ponad 3-dniowy pobyt, więc czas ten zamierzaliśmy wykorzystać aktywnie. Na miejscu zaskoczyła nas przyjemnie wysoka temperatura, spodziewaliśmy się oczywiście że będzie cieplej niż w Polsce, ale okazało się, że pogoda przerosła nasze oczekiwania i zdążyliśmy się nieco opalić
1 dzień – Palma z dala od centrum
Po wylądowaniu w Palmie prawie pod drzwi naszego hostelu dostaliśmy się autobusem, wysiadając (a jakże) na ostatnim przystanku. Hostel był położony z dala od centrum miasta (s’Arenal), co jak się okazało było dobrym wyborem. Centrum Palmy to typowe wielkomiejskie centrum, z dużym ruchem samochodowym, hałasem i w dodatku niezbyt atrakcyjne wizualnie. Nasz hostel znajdował się w spokojnej dzielnicy, kilkadziesiąt metrów od plaży. Dostać się do centrum można jednym z odjeżdżających co kilka - kilkanaście minut autobusem.
Pierwszy dzień minął nam spokojnie na zwiedzaniu okolicy, spacerach bulwarem wzdłuż plaży, odwiedzaniem sklepików, restauracji i moczeniu nóg w morzu
Widać było wyraźnie, że daleko jeszcze do szczytu sezonu, na plażach było prawie pusto, tylko nieliczni wytrzymali kąpali się w wodzie. Ten brak tłoku był niewątpliwą zaletą, nie było kolejek i wszędzie były wolne miejsca. Dopiero nieliczni Afrykanie próbowali nam sprzedać okulary przeciwsłoneczne i bransoletki. Jedynymi często spotykanymi turystami byli niemieccy emeryci.
Wieczór spędziliśmy z hiszpańskim winem na plaży, był to wyjątkowo przyjemny marcowy wieczór. Nie piliśmy jednak miejscowej Sangrii, wybraliśmy coś mniej słodkiego.
2 dzień – objeżdżanie Mallorki: Sóller, Port de Sóller, Valldemossa
Drugi dzień zaczęliśmy przed 8 rano aby nie tracić czasu. Jak na hostel czekało nas super śniadanie na zasadzie szwedzkiego stołu, które dało nam trochę mocy na początek dnia. Wskoczyliśmy w pierwszy autobus do centrum Palmy, gdzie mieliśmy się przesiąść na zabytkowy 100-letni pociąg do Sóller.
Trasa do Sóller jest jedną z piękniejszych tras kolejowych na świecie. Trasa pociągu biegnie przez góry Sierra de Alfabia, po drodze mijaliśmy liczne sady cytrynowe i pomarańczowe. Na trasie znajduje się mnóstwo tuneli, z których najdłuższy ma prawie 3 km. Pociąg po drodze zatrzymuje się w punkcie widokowym, w którym można pofotografować pejzaż, a ostatecznie dociera do Sóller, leżącego na północnym-zachodzie wyspy.
Sóller i Port de Sóller
Sóller jest małym, klimatycznym miasteczkiem z wąskimi uliczkami. Jest niewielkie i można je w krótkim czasie zwiedzić. W jednej z tych wąskich uliczek znaleźliśmy najbardziej klimatyczną kawiarenkę w jakiej miałem okazję być. Z zewnątrz prawie niewidoczna, wewnątrz znajduje się jednak piękny, mały ogród, z owocami cytryn i pomarańczy, przesączony zapachami roślin, gdzie można wypić pyszną kawę z dala od ulic i hałasu. Jeżeli przypomnę sobie położenie lub nazwę, to uzupełnię tą informację
Po zwiedzeniu Sóller przesiedliśmy się do tramwaju kursującego między Sóller, a Port de Sóller. Tutaj dobra rada: po przyjeździe do Sóller nie warto przesiadać się od razu w tramwaj, bo można się poczuć jak sardynka w puszce. A w następnym tramwaju będzie już duuużo luźniej. Tramwaje są otwarte, można siedzieć w środku lub jechać na „balkoniku” z przodu, z czego z przyjemnością skorzystaliśmy.
Port de Sóller jak sama nazwa wskazuje, to głównie port. Oprócz niego można tam znaleźć nieco interesujących zabudowań, poza tym właściwie tylko restauracje i hotele.
Valldemossa
Również tramwajem wróciliśmy do Sóller, jednak nie zamierzaliśmy wracać tą samą trasą do Palmy. W Sóller przesiedliśmy się tym razem w autobus, który do Palmy wracał inną trasą, przez miejscowość Valldemossa. A przy okazji był znacznie tańszy od pociągu. Spodziewaliśmy się, że podróż będzie nudna, ale bardzo pozytywnie się zaskoczyliśmy, bo o ile widoki z pociągu były bardzo miłe dla oka, to krajobraz widoczny z okien autobusu przyjemnie wbijał w fotel Bardzo widokowa trasa, nosy przylepione do szyby.
Błędem byłoby nie skorzystać z możliwości zatrzymania się po drodze w Valldemossie, małym miasteczku, które chyba ma więcej hiszpańskiego klimatu niż Palma i Sóller razem wzięte. Nie spotkaliśmy tam turystów poza nami, chociaż jest tu kilka atrakcji wartych zwiedzenia.
Z polskich klimatów można tutaj znaleźć ekspozycje poświęconą Fryderykowi Chopinowi (w klasztorze kartuzów), jest również pałac króla Sancha z przypałacowym ogrodem. W galerii sztuki współczesnej można znaleźć m.in. dzieła Picassa. Mimo, że niepozorne, miasteczko zrobiło na nas wrażenie i dla mnie osobiście jest jednym z lepiej wspominanych miejsc.Po powrocie wieczorem odwiedziliśmy dwa kluby w Palmie celem wypróbowania kolorowych drinków. Ich cena była do przewidzenia
Dzień 3 - Palma de Mallorca
Teoretycznie przedostatni a w praktyce ostatni dzień na Mallorce (odlatywaliśmy następnego dnia po 6:00 rano) postanowiliśmy przeznaczyć na lepsze zwiedzenie samej Palmy – stolicy Majorki i jednocześnie Balearów. Zdecydowanie dominującym obiektem przyciągającym turystów jest katedra La Seu.
Wybraliśmy zwiedzanie piesze, co pozwoliło nam zwiedzić tylko najbliższe okolice czyli de facto stare miasto. Wybraliśmy się zobaczyć Banys Arabs czyli łaźnię arabską, niestety z budowli z X wieku niewiele się do dzisiaj zachowało i była raczej rozczarowująca. Samo stare miasto jest jak najbardziej warte zwiedzenia, jednak jest to miejsce bardzo nastawione na turystykę masową. Nasze zwiedzanie Palmy zakończyliśmy przechadzką do portu. Cóż, port jak to port
Cała Majorka robi generalnie bardzo miłe wrażenie. Swobodnie można się tam porozumiewać po angielsku, niemiecku i oczywiście hiszpańsku. Okazało się jednak, że i język „polski” do naszego hostelu zawitał:
Jak już wspomniałem, temperatura zaskoczyła pozytywnie nawet w marcu, choć pewnie mieliśmy trochę szczęścia. Termin ten mogę jednak polecić na spokojne zwiedzanie, bez tłumu imprezowiczów i turystów. Pomarańcze, które rosły dosyć powszechnie na całej wyspie, były niestety koszmarne w smaku.
Ostatni wieczór na Palmie spędziliśmy przy katedrze, w parku de la Mar, który okazał się odpowiedni dla wieczornych rozmów do późnych godzin przy kubeczku hiszpańskiego wina
Polecam gorąco Majorkę. Nie poznałem jej od tej drugiej strony – imprezowej, ani od tej trzeciej – kurortowej. Ale ta, którą miałem okazję zobaczyć, zdecydowanie mi się spodobała. Mimo że ceny jak na polski portfel do najniższych nie należały. Co więcej, przez te jedynie trzy dni zdołaliśmy przyjemnie wiele zobaczyć.
Na koniec jeszcze dwa zdjęcia
Fantastyczna relacja! Sama wybieram sie na wielkanocny weekend na Majorke i szukam inspiracji.
Zaciekawila mnie ta urokliwa kawiarenka w Soller. Czy to nie przypadkiem to miejsce?
http://www.tripadvisor.com.ph/LocationPhotoDirectLink-g319794-i16813233-Soller_Majorca_Balearic_Islands.html#16813233
Pozdr.
Tak, wygląda na to, że to jest miejsce w którym byliśmy
Ciekawy jestem jak po tym huraganie dzisiaj wygląda Majorka? Czy warto planować wyjazd.